Alcarras The End

Przygoda w Alcarras to były trzy dni ostrego jeżdżenia po torze – od świtu do nocy. Mieliśmy po 8-9 dwudziestominutowych sesji każdego dnia, co łącznie dało 460 minut czyli 8 godzin „dzidowana”. Organizatorzy zaserwowali nam więc porządną dawkę adrenaliny i wysiłku 😉 Za co zresztą byliśmy im baaardzo wdzięczni.
Pierwszy dzień to było poznawanie toru, większość z nas jeździła chyba bardziej na wyczucie, na 80 % swoich możliwości. Jak już wspomniałam, ponieważ byłam w grupie C czyli najmniej doświadczonych „zawodników” , miałam komfort jazdy z instruktorami, którzy pokazywali tor oraz technikę jazdy.
Chyba ktoś mi papierem ściernym przejechał po gumie podczas nocy … 😛
Zachód słońca w boksie Ducati Team…
Na lotnisku kupiłam miniaturkę mojej R szóstki, była bardzo fajnym gadżetem do zdjęć.
Od powrotu stoi na parapecie i przypomina mi ten świetny czas
Nie tylko ja szaleję na punkcie nowej R6stki i Yamahy.
Team Yamaha yeaaaaaah 🙂
Czarna Lala jako druga w kolejce do wyjazdu na tor. Nasz boks.
Od moich torowych kolegów dowiedziałam się jak przerobić motocykl typowo na tor, co trzeba wymienić : podstawa to odpowiednie opony (a jak opony to i zakup stojaków i kocy do grzania opon, przed każdorazowym wjazdem na tor), torowe owiewki, sportowe sety, siedzenie z innego materiału, quickshifter, odwrócona skrzynia biegów, rollgaz etc. No jest tego dużo… Stawia mnie to przed przyszłościowym dylematem- czy, a raczej jak szybko przerabiać Lalę na tor 🙂
Moimi sąsiadami z boksu obok był Ducati Team Toruń super szybkie chłopaki – tak szybcy jak i sympatyczni! Od tego roku startują pełnym składem, obstawiając trzy klasy w Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostwach Polski. Mocno, mocno im kibicuję. Oby Dukaty zgarnęły jak najwyższe pucharki!
https://www.facebook.com/pages/Ducati-Toru%C5%84-Team/508945872543347?fref=ts
Wracają do przebiegu wyjazdu, drugiego dnia jeździło mi się chyba najlepiej, byłam już wczuta w tor, ale nadal bardzo nakręcona, co niwelowało moje zmęczenie. Jest to mój ulubiony stan, kiedy już wiesz czego się po torze można spodziewać, znasz każde jego „zakamarki” i możesz zacząć odkręcać manetkę, poprawiając co sesję swój czas okrążenia. Ja doszłam do 2:15, a nasi torowi wyjadacze śmigali nawet po 1:38. To już się nazywa ostra jazda!!!
Trzeci dzień jak dla mnie był już trochę pod presją, był to ostatni dzień jazdy i w tym dniu dostaliśmy kostki do pomiaru czasu. Od razu ciśnienie na jazdę wzrasta, bo każdy chce maksymalnie poprawić swój czas. Wiadomo, że przy takiej presji mogą wydarzyć się rzeczy „niekontrolowane” i tak oto tego dnia, mój przemiły kolega z boksu Jarek wyleciał w kartofle (czyli poza tor) uszkadzając motocykl oraz łamiąc sobie obojczyk… Było to bardzo przykre i smutne zdarzenie. Niestety przez to trochę odpuściłam gaz :/ Koledzy, mówią, że wywrotka to kwestia czasu na torze, może naiwnie, ale wierzę, że jednak mnie to ominie … 😉
Dzień była zatem bardzo intensywny i absorbujący. Nie do zapomnienia!
Mistrzowie. Także drugiego planu czyli Hubert, Tomek oraz Jarek – kolega z boksu 😉
Nienawidzę pożegnań!!! Musiałam wyściskać tyle wspaniałych osób na dowiedzenia, popatrzeć ostatni raz na tor Alcarras, zachować ten ostatni obraz w pamięci. Świeczki stanęły mi w oczach… 🙁 Tak- jestem sentymentalna, wrażliwa i mam emocje na wierzchu (chyba jak większość kobiet).
Czas na tym torze minął wspaniale: oprócz super zapieprzania, był pełen pozytywnych emocji, śmiechu, nauki, nawiązywania przyjaźni. Każdemu życzę takiej przygody!
Po tych wariackich dniach, czekała nas jeszcze niespodzianka- integracyjna kolacja w Barcelonie. Za to właśnie kocham te motowyjazdy – za pełną integrację, za to że każdy ma energię i power, chęć do zabawy i tworzenia świata jeszcze bardziej zwariowanym i kolorowym!
Ostatniego dnia przed wylotem udało nam się jeszcze zwiedzić ciut miasta- min. Katedrę Świętej Rodziny, która –jeśli pamięć mnie nie myli- jest nieustannie remontowana od przeszło stu lat. Barcelona jest miastem złożonym z urokliwych, pokręconych, wąskich uliczek, pnących się to w górę to w dół (na foto stoję na ruchomych schodach postawionych w środku miasta na bardzo stromej uliczce!).
Fotka przy Katedrze.
Lokalny napój energetyczny 😉
Klimat Barcelony nie do podrobienia: leniwy, bez pośpiechu, błogi.
Idealne miejsce do odpoczynku, wyluzowania, a może także do zakochana. Hymmmm 🙂
Na pewno tu wrócę. I do AlcaRRas oczywiście!!!
Dziękuję organizatorom, a przede wszystkim wszystkim wspaniałym osobom, które poznałam, ze cudowny, szalony, wesoło spędzony czas!!! :-*
Tagi : alcarras alpinestars barca barcelona berik ducati ducati team toruń gopro moto sezon onboard on board r6 race raceing shoei team yamaha track track days trackdays yamaha