W tym samym czasie, gdy kometa Halleya dokonała jednego obiegu po swej orbicie, mechanika nieba znowu mogła poszczycić się postępem. Uczeni podjęli jeszcze bardziej skomplikowane obliczenia, aby możliwie najściślej przepowiedzieć jej kolejny powrót do Słońca. Astronom francuski Philippe G. Doulcet zapowiedział to na 12 listopada 1835 roku, a astronom niemiecki Otto A. Rosenberger na 11 listopada tegoż roku. W rzeczywistości kometa Halleya przez punkt przysłoneczny przeszła 15 listopada 1835 roku, czyli błąd Doulceta wynosił zaledwie 3 dni. Jednak i tym razem jej gorejący obłok budził nie tylko podziw, ale i grozę. A w owych czasach nie brakowało burzliwych wydarzeń zarówno w Europie, jak i na kontynencie Ameryki. Właśnie po obu stronach Appalachów szerzyły się rozruchy czarnoskórych niewolników, na południu zaś Teksas ogłosił się republiką. Jego mieszkańcy chwycili za broń, by bić się z Meksykiem o swą niepodległość. A nad rzeką Missisipi wydarzyła się wtedy rzecz najzwyklejsza z możliwych – 30 listopada przyszedł na świat Mark Twain. Zmarł on 21 kwietnia 1910 roku, a na niebie – tak samo jak w chwili jego urodzin – świeciła kometa Halleya.

Zobacz też..

W literaturze kometa Flaugergeusa zwana jest często ?kometą Napoleona”, pojawiła się bowiem na niebie w dobie, gdy Europa ogarnięta była wojnami napoleońskimi. Nic więc dziwnego, że – zgodnie z pokutującym wśród ówczesnych społeczeństw przesądem – uważano ją za zapowiedź nadciągających nieszczęść, chociaż nie dla wszystkich rok 1811 miał się okazać pechowy. Na przykład w Portugalii akurat tego roku obrodziły winogrona i można było wyprodukować duże ilości doskonałego wina, po latach osiągającego wyjątkowo wysoką cenę jako ?wino kometarne”. Kometa ta przyświecała naszym narodowym nadziejom i marzeniom, które wraz z jej odejściem zgasły pod Moskwą i nad Berezyną. O niej to właśnie Adam Mickiewicz w ósmej księdze ?Pana Tadeusza” pisze: Dziś oczy i myśli wszystkich pociąga do siebie Nowy gość, dostrzeżony niedawno na niebie: Był to Kometa pierwszej wielkości i mocy. Zjawił się na zachodzie, leciał ku północy; Krwawym okiem z ukosa na rydwan spoziera, Jakby chciał zająć puste miejsce Lucypera; Warkocz długi w tył rzucił i część nieba trzecią Obwinął nim, gwiazd krocie zagarnął jak siecią, I ciągnie je za sobą, a sam wyżej głową Mierzy na północ, prosto w gwiazdę biegunową.