CZY MOTOCYKLISTKA RZECZYWIŚCIE CHCE RÓWNOUPRAWNIENIA

Znasz to.. Pytania typu „Ale po co Ci ten motocykl?” albo „Po co w ogóle ten motór?”.
Czy nie można żyć jak NORMALNY człowiek? – spokojnie, odpowiedzialnie, rozsądnie? Kobieto, po co Ci ten motocykl? Chcesz sobie krzywdę zrobić? Po co ryzykować, męczyć się, narażać, szukać guza i pakować się w tarapaty?? Motocykle nie są dla dziewczynek! A co Ty taka blondyneczka będziesz na nim robiła? Nieszczęścia szukasz? Lepiej zajmij się czymś poważnym i odpowiednim dla kobiety.
Takie frazesy słyszałam od początku mojej motokariery. Jeszcze zanim pierwszy raz wsiadłam na moto i przekręciłam kluczyk, już słyszałam krytykę i brak aprobaty ze strony rodziny, znajomych oraz moich kolegów. Im częściej to słyszałam, tym bardziej podsycało to mojego kochanego przyjaciela, chochlika o imieniu JAWAMPOKAŻĘ. Mój koleżka podpowiadał mi dzień i noc- rób to prawko i pokaż im wszystkim, jak się jeździ! Wydaj ostatnie pieniądze, zrób kategorię A w pocie czoła, kup motocykl i pokaż bezdusznym krytykom, jak to jest być pierwszą spod świateł. Pokaż facetom, jak się zasuwa po ulicy!
Z powodu licznych nieprzychylnych komentarzy zakodowałam, że powinnam radzić sobie ze wszystkim sama i każdego dnia udowadniać, że umiem jeździć, daję radę, świetnie radzę sobie z ciężkim sprzętem i jestem w stanie sama sobie dopomóc w każdych warunkach. Być w tym jak facet… I wiecie co? I udawałam tak sześć lat.
Czara przelała się, kiedy rok temu wybrałam się sama autem z przyczepką i motocyklem na Tor Poznań. Wtedy zrozumiałam, że sama na sto procent nie dam rady. Że motocyklistka, jak każdy „normalny” człowiek także potrzebuje, i ma prawo, oczekiwać wparcia, pomocy i otuchy ze strony innych ludzi. Że równouprawnienie i skrajna niezależność nie musi istnieć w każdej sferze życia.
Zaczynałam jeździć z przeświadczeniem, że jestem niezależna, super samodzielna i że ze wszystkim świetnie sobie poradzę. Chciałam udowodnić, że nie potrzebuję niczyjej, w tym męskiej, pomocy. Po ośmiu latach jazdy na motocyklu mogę śmiało przyznać, że nie radzę sobie ze wszystkim tak świetnie, jak myślałam. Bardzo często potrzebuję pomocy mężczyzn. Przyznaję – czasami bywam nawet bezradna. Szczerze? Nie do końca rozumiem działanie układu wtrysku paliwa, nie wiem nic o budowie silnika. Na tematy ustawień motocykla, zawieszenia, amortyzatora, wolę pogadać z bardziej doświadczonymi kolegami. A teraz najlepsze– fizycznie nie mam takiej siły, aby samodzielnie wpakować motocykl na przyczepkę. Doszłam więc do zaskakującego wniosku: Nie zawsze muszę być samowystarczalna i niezależna. Wokół mnie jest wiele życzliwych i pomocnych osób, które chętnie mi pomogą, wystarczy tylko poprosić… W dobie równouprawnienia jest to dość trudne, ale możliwe. Nie chcę więc już być więcej ultra samodzielną motocyklistką. W tej dziedzinie równouprawnienie odkładam w kąt!
Kategorie : tidbits
Tagi : cbr 600 rr honda CBR kocham moto motocyklistka motocyklistki motodziewczyna motolajf motospołeczność motozakrecona Suzuki GS team yamaha yamaha r6