ROZPOCZĘCIE SEZONU NA SLOVAKII

Oczekiwanie na nadejście sezonu było, jak co roku, ogromne i dość trudne do zniesienia podczas zimowych wieczorów. Może nie było śniegu i “zima nie zaskoczyła drogowców”, ale chyba każdy z nas przyzna, że jazda w niskich temperaturach po stwardniałym asfalcie nikomu nie sprawia prawdziwej przyjemności.
Z wypiekami na policzkach odliczałam dni do wyprawy na Slovakie. Chciałam już w marcu wybrać się do portugalskiego Portimao, jednak niestety czas oraz finanse na to nie pozwoliły. Dlatego z niecierpliwością czekałam na słowacki wyjazd. Ok miesiąc przed datą wyprawy zaczęliśmy ze znajomymi planować szczegóły. Opracowanie logistyki wyjazdu sprawiło, że ten czas zleciał o wiele szybciej i przyjemniej. Dwie noce przed wyjazdem zaczął śnić mi się nasz tor 😉
Byłam bardzo ciekawa Slovakii Ring w nowej odsłonie. Co prawda byłam tutaj w uprzednim motosezonie, ale jeździłam tylko po krótkiej słowackiej nitce. Z powodu licznych wypadków i dużego niebezpieczeństwa “życia i zdrowia”, postanowiono przebudować tor i dlatego do użytku był tylko częściowy jego odcinek. Slovakia to tor wg mnie bardzo techniczny. Rok temu była tam tylko jedna prosta strat-meta, na której można było się porządnie rozpędzić.
Po przebudowie toru są aż trzy proste i mnóstwo zakrętów w tym dwa z hopkami, za którymi nie widać co jest dalej.
Jak dla mnie bardzo ciekawy, wymagający, urozmaicony tor, który może stanowić nie lada wyzwanie.
Świeży, równiutki asfalt oraz szerokość samego toru, były jak miód dla… mojego motocykla 🙂
Ponieważ nie jestem kierowcą wyścigowym i jeżdżę dla fun’u i czystej frajdy z jazdy pierwszego dnia darowałam sobie jazdę z kostką pomiarową (mierzy czas każdego okrążenia). Postanowiłam jeździć bez napinki – tak żeby poznać tor, oswoić się i nie czuć jakiejkolwiek presji. Jazda z kostką ma swoją zaletę i bezapelacyjnie budzi w człowieku ambicje i dodaje woli walki. Jednak ja czasami tracę tą przyjemność z śmigania na moto, kiedy skupiam się tylko na samym czasie. Ale oczywiście drugiego dnia kostkę zamontowałam i byłam zadowolona z wyników.
Moim celem jest jeździć lepiej i szybciej dlatego wiem, że tutaj potrzeba dużej dozy cierpliwości, spokoju…
I przede wszystkim trzeba być konsekwentnym.
Sama wyprawa obfitowała w dużo pozytywnej energii, śmiechu, żartów i ogólnego luzu. Uwielbiam mototowarzystwo – motocykliści to specyficzni ludzie, którzy tworzą razem unikatowy klimat. Wszytko jest bez spiny, na lajcie, z dużą dawką śmiechu i zabawy. Jest to idealne sposób na oderwanie od szarej, codziennej rzeczywistości.
Pierwszy raz byłam razem z tak dużą ekipą z mojego miasta – godnie reprezentowaliśmy lubelskie strony w doborowym towarzystwie.
Oprócz mnie z Lublina były jeszcze dwie super laski (kobiet na torze było w tym roku było więcej i tutaj serdeczne pozdrowienia dla Mai, która zapiernicza jak szalona i również bloguje www.babanamotorze.pl !!)
Bardzo cieszyłam się z towarzystwa moich kumpeli, bo kobiety także tworzą swój specyficzny klimat na torze.
Fajnie poczuć solidarność z innymi motowariatkami w takich okolicznościach jak zdominowany przez mężczyzn tor wyścigowy.
Muszę przyznać, że był to jak do tej pory najlepszy mój moto wyjazd.
Postanowiłam, też przezwyciężyć swój strach, dumę i obawy i startować w zawodach – po raz pierwszy!
Do mety dotarłam jako ostatnia, coś tam mi nie poszło po drodze, zliczyłam kiepski strat… Ale wiecie co? Chyba, rzeczywiście sukcesem nie jest finisz/ meta, ale sama droga. Dostałam puchar i jestem przeszczęśliwa, bardzo dumna sama z siebie! Wciąż jadę do przodu i stawiam czoło nowym wyzwaniom. Chyba minął więc czas kiedy musiałam być zawsze najlepsza. Przyszedł czas na bycie po prostu sobą 🙂
Ale rozwijać i walczyć o wyższe pucharki na pewno nie przestanę 😉
Z tego miejsca najcieplejsze POZDRO DLA SŁOWACKICH MOTOWARIATEK I MOTOWARIATÓW!
Do następnego! LwG !!! 🙂
***
Kategorie : events my ride tidbits
Tagi : honda 929 motormania motowyjazd puchar lubelszczyzny rozpoczęcie sezonu z Motormanią Slovakia Ring slovakiaring suzuki gsxr team yamaha yeamah r6